Szukaj na tym blogu

czwartek, 27 stycznia 2011

Obłędna droga do perfekcji – "Czarny łabędź"


            Darren Aronofsky znów zagłębia się w meandry ludzkiej psychiki. Mimo że najnowszy film reżysera głęboko związany jest z tańcem, to filmem stricte o tańcu jednak nie jest. Autor takich obrazów jak Źródło, Requiem dla snu czy Zapaśnik, przenosi tym razem widza w mroczny świat nowojorskiego baletu. Czarny łabędź nie jest cukierkową historyjką o tym, jak zrobić karierę. Zapisana jest tu raczej droga przez mękę głównej bohaterki, która faktycznie przeistacza się w łabędzia. Aronofsky przemianę tę potraktował jednak, jak na siebie przystało, dość przewrotnie.

            Główna bohaterka – Nina Sayers (w tej roli wyśmienita Natalie Portman) marzy o tym, by kiedyś zostać solistką w balecie. Ćwiczy, trenuje, każdą wolną chwilę i myśl poświęcając jedynie tańcu. To jest jej życie, marzenie i cel. Nic ją właściwie poza tańcem nie zajmuje, nic ciekawego nie istnieje. W staraniach tych wspiera ją nieco apodyktyczna i przesadnie opiekuńcza matka (magnetyczna Barbara Hershey), która sama niegdyś śniła o zrobieniu kariery i wybiciu się. Pragnie zatrzymać córkę tylko dla siebie, zazdrośnie strzeże ją przed innymi – „obcymi”. Omamia zabawkami i otacza szklanym kloszem, gdy tymczasem Nina już dawno stoi u progu dorosłości.

Wkrótce otwiera się szansa przed ambitną tancerką. Reżyser – guru jednego z najlepszych zespołów w Nowym Jorku - pragnie rozpocząć nowy sezon wznawiając klasyczny balet Jezioro Łabędzie. Szuka odtwórczyni głównej roli, która miałaby siłę i wystarczające umiejętności, by sprostać zadaniu. Niezwykle sprawna technicznie Nina usilnie zabiega o angaż. Marzenie, by zatańczyć jako królowa łabędzi, wkrótce staje się jej obsesją. Mimo pewnych wątpliwości Thomas Leroy daje jej w końcu szansę. Wie, że dziewczyna poradzi sobie w roli niewinnego, wzruszającego i pełnego gracji białego łabędzia – Odetty. Jednak jej zadaniem jest także odtańczenie partii czarnego łabędzia – Odylii – zmysłowej, pewnej siebie, tajemniczo mrocznej i emanującej seksapilem siostry. Dziewczyna musi dać się ponieść wyobraźni i wyzwolić z niewinnych i bezpiecznych okowów, oraz odkryć swoją ciemną stronę. Problem w tym, że radę tę zaczyna rozumieć zbyt dosłownie.

Jeśli nawet film nie wydaje się zbyt odkrywczy (złośliwi nazwą go nieraz pseudoartystycznym gniotem), to realizacja tego tematu powala (przynajmniej mnie) na kolana. Siedziałam jak zahipnotyzowana, dzięki wspaniałym kreacjom aktorskim, oszałamiającej muzyce i ciekawym ujęciom kamery. Uważam, że za ten obraz należy się Oscar nie tylko dla reżysera, filmu, ale również odtwórczyni głównej roli – Natalie Portman, która pokazała klasę, wykonując większość ewolucji tanecznych samodzielnie i specjalnie schudła do tej roli. Wspaniale odegrała rozedrganą emocjonalnie tancerkę, która walczy ze swoimi słabościami w pogoni za perfekcją i sukcesem. Ciekawą postać wykreowała również Mila Kunis. Zagrała wyzwoloną, nie przestrzegającą regulaminów tancerkę - Lily. Zaczyna ją łączyć z Niną dziwna, elektryzująca więź i rywalizacja. Pysznie zagrane. Wielkie brawa!
           
Realizm przechodzi w filmie płynnie w surrealizm. Napięcie budowane jest stanowczo i powoli, aż do kulminacyjnego punktu – finału – po którym widz zostaje naładowany emocjami i krążącymi w głowie pytaniami. Niedomówienia? Pozwalają na własne interpretacje – co czyni film jeszcze ciekawszym. Czarnego łabędzia powinni obejrzeć nie tylko fani kina Aronofskiego. Choćby po to, by wyrobić sobie własne zdanie na temat tego psychologicznego thrillera, którego główna aktorka już zdobyła Złoty Glob, i  który pretenduje do najważniejszej nagrody filmowej - Oscara. 

2 komentarze:

  1. Aronofoskiego uwielbiam, jego kino jest dla mnie wzorcowe - bo: nie boi się metafizycznych pytań, szuka współczesnych środków wyrazu, jest artystyczne, ale nie na siłę, no i zazwyczaj kopie psyche, czyli jest mocne, intensywne. Czarny łabędź jest powrotem na właściwą ścieżkę po średnio udanym Źródle i Zapaśniku. Martwią mnie tylko jego plany tzn. zapowiedź silniejszego wejścia w mainstream, bo podobno chce reżyserować Wolverinea i RoboCopa (?) Jakoś trudno mi to sobie wyobrazić, choć rozumiem twórców, którzy mają potrzebę odpocząć od ciężkich tematów przy realizacji czegoś bardziej pop. Jednak nie chciałbym, żeby się taki reżyserki talent rozmienił na drobne czy raczej na grube ;) - klasycznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Akurat "Źródło" jakoś cenię. Za Rachel, klimat, konteksty... A do RoboCopa mam dziwny sentyment z dzieciństwa;) i w sumie wydaje mi się, że i w takim filmie Aronofsky mógłby zaskoczyć (o ile film w ogóle dojdzie do skutku)

    OdpowiedzUsuń