Szukaj na tym blogu

wtorek, 1 listopada 2011

Szkoda czasu na cofanie czasu



        Paryż niemal wszystkim kojarzy się z miejscem nie tylko niezwykle romantycznym, ale też magicznym. Woody Allen potraktował to dosłownie i stworzył obraz, w którym bohaterowie mają szansę spełniać swoje największe marzenia i zasmakować prawdziwej miłości. Wynikła z tego barwna i lekka opowieść, idealna na chłodny, jesienny wieczór.

Gil Pender – w tej roli zaskakująco dobry Owen Wilson – i jego narzeczona Inez przyjeżdżają do okrzykniętego stolicą miłości  - Paryża, by spędzić tam razem trochę czasu. Przy okazji mogą też planować rychły ślub. W sprawy organizacyjne bardziej zaangażowana jest kobieta. Mężczyzna – uznany amerykański scenarzysta – odkrywa natomiast w stolicy Francji swoje prawdziwe powołanie i wenę, pragnie poświęcić czas na pisanie swojej pierwszej powieści. Zwraca się ku ambicjom. Może byłoby to zastanawiające, ale widz bardzo szybko orientuje się, że ta dwójka jest wyjątkowo źle dobrana…

Gil i Inez

Gil to typowy romantyk, dla którego ideałem byłoby zamieszkanie w Paryżu lat 20. Inez - kobieta piękna, zmysłowa, rozrywkowa, skupiona na materialnych aspektach życia. Na próżno byłoby szukać w jej próżnej osobie choćby cienia romantyzmu... Swój ideał odnalazła za to w dawnym przyjacielu Paulu, który imponuje jej swoją wiedzą, erudycją i pewnością siebie - cechami, których trudno by szukać u nieco wycofanego Gila. Jednakże i Pender nie pozostaje bez winy. Równie szybko ulega fascynacji do nowo poznanej kobiety. Mimo że, Woody Allen wątek związku głównych bohaterów potraktował nieco marginalnie, to jednak z właściwą sobie ironią i dozą humoru potrafił wpleść najprostsze spostrzeżenia. Możliwe, że skłonił niektóre pary do dokładniejszego przyjrzenia się swoim relacjom.



Oglądamy Paryż z perspektywy amerykańskiego turysty. Piękne zdjęcia miasta – przykuwają uwagę niczym widokówki.  W tak ukazanym mieście miłości z pewnością można się zakochać. Zakochał się w nim też główny bohater. To uczucie okazało się odwzajemnione... Miasto nie tylko odsłoniło przed nim swoje najpiękniejsze zakątki, ale również pozwoliło mu zagłębić się w jego historię. Dosłownie. Oszołomiony Gil miał szansę zobaczyć jak to było "kiedyś", czyli w ubóstwianych przez niego latach dwudziestych. Poznając kolejne wybitne postaci paryskiej bohemy m.in. Salvadora Dalego, Hemingwaya, Gertrudę Stein,  Fitzgeralda, czy przede wszystkim kochankę artystów - Adrianę (Marion Cotillard), zaczyna w końcu dojrzewać i dostrzegać, co mu przez (nie tylko wewnętrzne) ucieczki umyka i przecieka przez palce.


Gil i Adriana

"O północy w Paryżu" to film, który nie tylko warto obejrzeć na "deser", ale też chwilę się nad nim zadumać. Należałoby zagłębić się w jego dialogi, niuanse i smaczki, po to, by wyłuskać z niego więcej niż ładne obrazki i ciekawy pomysł na scenariusz. Nawet, jeśli nie zdobędzie Oskara.