Szukaj na tym blogu

czwartek, 27 stycznia 2011

Obłędna droga do perfekcji – "Czarny łabędź"


            Darren Aronofsky znów zagłębia się w meandry ludzkiej psychiki. Mimo że najnowszy film reżysera głęboko związany jest z tańcem, to filmem stricte o tańcu jednak nie jest. Autor takich obrazów jak Źródło, Requiem dla snu czy Zapaśnik, przenosi tym razem widza w mroczny świat nowojorskiego baletu. Czarny łabędź nie jest cukierkową historyjką o tym, jak zrobić karierę. Zapisana jest tu raczej droga przez mękę głównej bohaterki, która faktycznie przeistacza się w łabędzia. Aronofsky przemianę tę potraktował jednak, jak na siebie przystało, dość przewrotnie.

            Główna bohaterka – Nina Sayers (w tej roli wyśmienita Natalie Portman) marzy o tym, by kiedyś zostać solistką w balecie. Ćwiczy, trenuje, każdą wolną chwilę i myśl poświęcając jedynie tańcu. To jest jej życie, marzenie i cel. Nic ją właściwie poza tańcem nie zajmuje, nic ciekawego nie istnieje. W staraniach tych wspiera ją nieco apodyktyczna i przesadnie opiekuńcza matka (magnetyczna Barbara Hershey), która sama niegdyś śniła o zrobieniu kariery i wybiciu się. Pragnie zatrzymać córkę tylko dla siebie, zazdrośnie strzeże ją przed innymi – „obcymi”. Omamia zabawkami i otacza szklanym kloszem, gdy tymczasem Nina już dawno stoi u progu dorosłości.

Wkrótce otwiera się szansa przed ambitną tancerką. Reżyser – guru jednego z najlepszych zespołów w Nowym Jorku - pragnie rozpocząć nowy sezon wznawiając klasyczny balet Jezioro Łabędzie. Szuka odtwórczyni głównej roli, która miałaby siłę i wystarczające umiejętności, by sprostać zadaniu. Niezwykle sprawna technicznie Nina usilnie zabiega o angaż. Marzenie, by zatańczyć jako królowa łabędzi, wkrótce staje się jej obsesją. Mimo pewnych wątpliwości Thomas Leroy daje jej w końcu szansę. Wie, że dziewczyna poradzi sobie w roli niewinnego, wzruszającego i pełnego gracji białego łabędzia – Odetty. Jednak jej zadaniem jest także odtańczenie partii czarnego łabędzia – Odylii – zmysłowej, pewnej siebie, tajemniczo mrocznej i emanującej seksapilem siostry. Dziewczyna musi dać się ponieść wyobraźni i wyzwolić z niewinnych i bezpiecznych okowów, oraz odkryć swoją ciemną stronę. Problem w tym, że radę tę zaczyna rozumieć zbyt dosłownie.

Jeśli nawet film nie wydaje się zbyt odkrywczy (złośliwi nazwą go nieraz pseudoartystycznym gniotem), to realizacja tego tematu powala (przynajmniej mnie) na kolana. Siedziałam jak zahipnotyzowana, dzięki wspaniałym kreacjom aktorskim, oszałamiającej muzyce i ciekawym ujęciom kamery. Uważam, że za ten obraz należy się Oscar nie tylko dla reżysera, filmu, ale również odtwórczyni głównej roli – Natalie Portman, która pokazała klasę, wykonując większość ewolucji tanecznych samodzielnie i specjalnie schudła do tej roli. Wspaniale odegrała rozedrganą emocjonalnie tancerkę, która walczy ze swoimi słabościami w pogoni za perfekcją i sukcesem. Ciekawą postać wykreowała również Mila Kunis. Zagrała wyzwoloną, nie przestrzegającą regulaminów tancerkę - Lily. Zaczyna ją łączyć z Niną dziwna, elektryzująca więź i rywalizacja. Pysznie zagrane. Wielkie brawa!
           
Realizm przechodzi w filmie płynnie w surrealizm. Napięcie budowane jest stanowczo i powoli, aż do kulminacyjnego punktu – finału – po którym widz zostaje naładowany emocjami i krążącymi w głowie pytaniami. Niedomówienia? Pozwalają na własne interpretacje – co czyni film jeszcze ciekawszym. Czarnego łabędzia powinni obejrzeć nie tylko fani kina Aronofskiego. Choćby po to, by wyrobić sobie własne zdanie na temat tego psychologicznego thrillera, którego główna aktorka już zdobyła Złoty Glob, i  który pretenduje do najważniejszej nagrody filmowej - Oscara. 

wtorek, 25 stycznia 2011

Taniec wciąga


Bum na taniec trwa. Szkoły tańca nadal pękają w szwach. Zdawać by się mogło, że wszyscy chcą tańczyć. Studenci też!

Grupa tańca nowoczesnego, działająca przy Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim, rozpoczęła nieśmiałą działalność dwa lata temu. Początkowo była to głównie tylko inna forma zaliczenia w-fu. Z czasem udało się stworzyć fajny i zgrany zespół, pod opieką pani Agnieszki Dąbrowskiej. Ma on już na koncie kilka udanych występów. Można go zobaczyć na Kortowiadzie, studenckich rozgrywkach sportowych i dniach otwartych uczelni. Studenci tańczą i to bardzo dobrze. Rozmawiałam z dziewczyną, która oglądała występy zespołu i szczerze go zachwalała:
-  Uważam, że grupa jest bardzo dobrze zgrana. Teraz pojawia się w niej coraz więcej panów i to bardzo dobrze! Świetnie, że taka sekcja powstała, rozwija się i jest prężna…



W prowadzeniu zajęć pomaga pani Agnieszce studentka III roku filologii polskiej – Justyna Karska. Gdy mówi o swoim największym zamiłowaniu promienieje i błyszczą jej oczy. Jest dumna z tego, co robi, że może tworzyć układy i uczyć innych. Spełnia się w tym i jest szczęśliwa. W końcu robi to, co kocha!

Justyna: Dla mnie taniec to nie tylko pasja, to coś więcej. Taniec odrywa mnie od szarej codzienności. Mogę się zmieniać, mogę być kimkolwiek chcę. Za pomocą tańca można wyrazić wiele emocji: od gniewu po radość, smutek, miłość… Taniec daje dużą siłę napędową. Pasja to jedna z najważniejszych rzeczy w życiu, bez niej człowiek się nie rozwija. Justyna ma już na swoim koncie liczne taneczne sukcesy – i mimo iż dają satysfakcję, jednak nie są dla niej najważniejsze. Liczy się dla niej przede wszystkim możliwość dalszej pracy nad sobą.

Wtórują jej też inni członkowie grupy:

Marek– II rok geodezji - Taniec pozwala wyrażać emocje! Często jeżdżę na warsztaty, inwestuję w siebie i taniec – wiem, że chcę to robić. To mnie najbardziej urzekło, że ludzie kochają taniec. Lubię też tę adrenalinę, kiedy jestem na scenie, a publiczność reaguje na nas entuzjastycznie.

                                                                                         Marek Szczepanik

TomekII rok mechatroniki. To prawdziwy taneczny „weteran”. Swoją pasję rozwija już od 13 lat. Do największych osiągnięć zalicza mistrzostwo i wicemistrzostwo w disco dance. Teraz w grupie uczy się nowego stylu – hip-hopu. Ludzie są w porządku, dobrze mi się z nimi pracuje. 

                                                                                          Tomek Pieńczuk


Ola: Tańczę, bo to moja pasja, dzięki temu wyrażam siebie i się spełniam w tym, co robię. Jest bardzo fajnie, ludzie są bardzo przyjaźni, pomocni. Na występach trema jest, ale zawsze jak się wychodzi na scenę jest taki fajny moment, że trema mija, uśmiech na twarzy i się tańczy…

Do grupy przychodzą też osoby, które chciały tylko zaliczyć w-f, a jednak zostają na dłużej. Twierdzą, że to fajna rozrywka na wieczory, że się w zajęcia wciągnęły i chcą je kontynuować.
- Póki co jestem jak połamane drewno, ale może się jeszcze czegoś nauczę. Śmieje się jeden z członków grupy. – To Justyna przekonała mnie do tańca, a ja po prostu chciałem spróbować! Ale do tańca na pewno potrzeba jest ikra i talent.  

Chcą też sprawdzić się na scenie, udowodnić sobie i znajomym, że coś potrafią. Poza tym wszyscy zachwalają grupę. Wspólne zainteresowania przecież łączą, a nie dzielą.

Opiekunka grupy mgr Agnieszka Dąbrowska jest dumna ze swoich podopiecznych. Czuwa nad ostatecznym kształtem choreografii i występów. Ma nadzieję, że zespół przetrwa i będzie się nadal rozwijał. Z czasem może stać się przecież jedną z wizytówek uniwersytetu.

- Stworzone są już teraz dwie grupy: jedna zaawansowana, druga podstawowa – dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z tańcem. Na występach tremę mam ogromną, może nawet większą niż uczestnicy. Wierzę w ich wspaniałe przygotowanie, jednak jestem też odpowiedzialna za muzykę, a wiadomo, że przedmioty martwe bywają złośliwe. Taniec jest to może takie moje marzenie z wieku młodszego. Jest to dyscyplina bardzo szeroka, można zacząć trenować w każdym wieku i tańczyć przez całe życie.


Najważniejsze, by odnaleźć swoja pasję i próbować ja rozwijać. Studenci z grupy tańca nowoczesnego udowadniają, że można. Zajęcia odbywają się w poniedziałki i środy od godziny 19 przy ulicy Żołnierskiej 14.

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Fora internetowe - czyli polskie piekiełko

Serwisy plotkarskie wyrosły jak grzyby po deszczu. Internauci kochają komentować.  Niezależnie od tego, czego dotyczy dany temat i tak znajdzie się osoba, która zmiesza głównego bohatera tekstu z błotem. Niejedna nawet.  

Psychologiem nie jestem, nie znam odpowiedzi na pytanie czy Polacy leczą tak własne kompleksy, wyładowują frustracje, czy po prostu dobrze się przy tym bawią. Faktem jest natomiast, że wypowiedzi są coraz bardziej wulgarne, przesiąknięte jadem i zawziętością, z marną możliwością merytorycznej dyskusji. Jest to zwykłe plotkowanie. Dzieje się tak nie tylko w specjalnie stworzonych do tego miejscach - serwisach plotkarskich - ale właściwie pod niemal każdym artykułem zamieszczonym w internecie, który stwarza możliwość interakcji.

Kinga Dunin próbuje udowodnić, że plotka może być pożyteczna. Jednak ludzie zapomnieli jak się powinni z nią obchodzić.
Plotki nie muszą być złośliwe, ich prawdziwa i pożyteczna rola polega na wietrzeniu tego, o czym sami niechętnie mówimy. Tworzą więź społeczną, rozwijają umiejętność psychologicznej analizy, czasem wzmagają empatię, a czasem są narzędziem kontroli społecznej. Dzięki plotkowaniu życie towarzyskie staje się głębsze, bogatsze w szczegóły, nabiera rumieńców.
Jednak autorka sprzeciwia się serwisom plotkarskim. Tego typu plotkowanie ocenia jako prymitywne i niezdrowe: ludzie zamiast, co byłoby słuszne i twórcze, zająć się życiem małżeńskim i erotycznym przyjaciółki albo analizowaniem charakteru sąsiada, zajmują się jakimiś dodami i marną namiastką życiowych sekretów przygotowywaną przez tabloidy i inne pudelki [Pochwała plotki, „Wysokie Obcasy”, 2008]. Zwraca więc też uwagę na tendencję do zmyślania historii przez serwisy plotkarskie. Większość z nich jest po prostu wyssanych z palca. Rozmyślnie dodane zdjęcia, trafny podpis i już sypie się lawina komentarzy i krytyki. Jasne jest, że ma to być prowokacja, na którą internauci bardzo chętnie się łapią. O to w tym biznesie chodzi.

„Prawdziwa gwiazda” nie musi nic robić, żeby zaistnieć w serwisie plotkarskim. Wystarczy, że pokaże się smutna, nieumalowana, czy zmęczona – zaraz w internecie znajdzie się do tego stosowny, zjadliwy komentarz. Serwisy plotkarskie nie szczędzą ostrych słów, jednak jest to tylko niewielki procent tego, co potrafią użytkownicy tabloidowych stron.  Za agresję w sieci odpowiada złudzenie anonimowości. Ludzie przestają krępować się ograniczeniami, konwencjami i konwenansami. Czują się bezkarni. Już samo poczucie anonimowości wystarcza, by mijały wszelkie zahamowania, a rosnąca frustracja prowadzi do agresji.

Piotr Stasiak uznaje, że w Polsce najdoskonalsze narzędzie komunikacji – Internet – zamieniło się w medium frustratów, ociekające jadem, zazdrością i wulgaryzmami. Mimo iż istnieje coś na kształt cenzury w sieci – oględnie nazywanej moderacją – to jednak i tak Internet jest największym zbiorem informacji i komentarzy balansujących na granicy prawa. Uznawany jest więc za medium najbardziej demokratyczne – każdy pisze to, co chce.  I co się okazuje? Wyłania się z komentarzy (nie tylko w serwisach plotkarskich, ale też na różnorodnych internetowych forach) wizja człowieka zaślepionego, zjadliwego, zawistnego, który nie ma szacunku do kogokolwiek i czegokolwiek, kipi złością, nienawiścią i brakiem tolerancji. To smutne. Jeszcze gorsze wydaje się być to, że podobny ton wypowiedzi, to polska specyfika, co udowadniają badania. Być może jesteśmy bardziej sfrustrowanym i rozgoryczonym narodem, nie potrafiącym cieszyć się z cudzych sukcesów. Być może…[1]

Jak to wygląda w praktyce? Serwisy plotkarskie obfitują w wydarzenia prywatne celebrytów. Niekoniecznie prawdziwe. Im bardziej sensacyjne i skandaliczne wydarzenie, tym lepiej. Nie zostawia się na takiej gwieździe suchej nitki. Co ciekawe nie zawsze jest o czym pisać, więc wydarzeniem może stać się szara codzienność: wizyta w Mc Donaldzie (Najlepiej, by to była „nieanorektyczna” gwiazda, wtedy można ją wyśmiać za obżarstwo i tłusty wygląd), robienie zakupów, spacer z dziećmi (np. z komentarzem, że Pan X lub Pani Y w końcu znalazła czas dla swoich najbliższych.. a biedne dzieci w końcu mogą sobie przypomnieć jak wyglądają ich rodzice itd. itp.). Najważniejsze jest kolorowe zdjęcie – odpowiednie ujęcie i zbliżenie, pod nim znajdujemy chwytliwy i prowokacyjny tytuł wyróżniony kolorem i wykrzyknikami. To przykuwa uwagę. Sam „artykuł” jest na ogół krótki i prosty. Ale tu nie chodzi ani o jego elokwentną treść, ani jakość.


Oto przykłady nagłówków i komentarzy do nich (Pisownia oryginalna):

Mucha wraca do "M jak miłość"!

                                              źródło:http://www.pudelek.pl/artykul/29921/mucha_wraca_do_m_jak_milosc/

-znowu ona!!!! juz mam jej dosyc jak jej sie nie uklada to pcha sie z powrotem do m jak milosc bez niej ten serial jest o wiele ciekawszy!
-nie wracaj paskudo !!!!
-beztalencie ochydne wont z telewizji 


Liszowska jest W CIĄŻY?!


  źródło:  http://www.pudelek.pl/artykul/29926/liszowska_jest_w_ciazy/

-jej dzieci beda straasznie brzydkie nie zazdroszcze
-KRZYWE ZĘBY , NADWAGA, DOCZEPIANE KUDŁY I TIPSY
-czyli znów będzie wyglądać jak szafa 3-drzwiowa

 

Britney w świetnej formie! (ZNOWU ŁADNA?)


                                            źródło: http://www.pudelek.pl/artykul/29841/britney_w_swietnej_formie_znowu_ladna/

-Szyja i kark jak u fceta. A poza tym wygląda przecietnie, zeby nie powiedzieć nieciekawie. Szczególnie te tłuste włosy.
-ona nigdy nie jest w formie :) jest paskudna i oblesna !!!!!
-ładna ? twarz opuchnięta, farbowane i suche włosy, blada jak ściana, gruba, z krótkimi nogami, czy to jest ładna osoba ? Na dodatek ubrana jak kloszard.

Wypowiedzi takie łagodzą najprawdopodobniej napięcia i frustracje, że komuś się udało. Nikt nam nie każe wszystkich lubić, jednak obrażanie też konieczne do szczęścia, moim zdaniem, nie jest.

Oto próbka pozytywnych komentarzy (bo takie wbrew pozorom też się zdarzają):

Piękna Natasza Urbańska w bieli

                                              źródło: http://www.plejada.pl/17,43053,news,1,1,piekna-natasza-urbanska-w-bieli,artykul.html

-Natasza jest wporzo. 
-Super dziewczyna pełna gracji i elegancji :) 

Doda w kreacji Zienia (ŁADNA?)

                                                       źródło: http://www.pudelek.pl/artykul/29913/doda_w_kreacji_zienia_ladna/

-wyglądała zjawiskowo...
-nie lubię jej, ale w tej sukience świetnie wygląda :)
-Nareszcie z klasą.
-W końcu pokazała jaka jest ładna...gdyby jeszcze tą kurtke zdjeła to by była naprawde zjawiskowa ;D

Pozytywny aspekt plotki? Podobno plotkowanie jest tym, co naprawdę odróżnia nas od zwierząt i czyni nas ludźmi. Twierdzi tak dr Nicholas Emler z University of Surrey. Umożliwia nam również zdobywanie informacji o ludziach, których nigdy nie spotkaliśmy[2]. Chociaż przeglądając i zagłębiając się w serwisy plotkarskie,  często pełne jadu i nienawiści, można się zastanowić, czy nie lepiej jednak być zwierzęciem…



[1]  P. Stasiak, Ch@amowo, Polityka, 2008.
[2] www.racjonalista.pl  [dost.4.01.2010]

wtorek, 11 stycznia 2011

Młodym być

Młodości! dodaj mi skrzydła! Pisał Mickiewicz, a parafrazując sens utworu Kochanowskiego rozwinąć można: nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz!

            Człowiek to takie paradoksalne zwierzę, które dopóki jest dzieckiem, pragnie szybko dorosnąć, a gdy dorośnie ma nadzieję, że czas się zatrzyma lub jeszcze więcej – cofnie. Dziecko bardzo często chce wskoczyć błyskawicznie w świat dorosłych, wyrwać się z konwenansów, z wszystkich „musisz”, „zapytaj o zgodę”, „poczekaj aż dorośniesz”, „jesteś na to za mały”. Świat, do którego tęskni, jawi mu się jako pełen przyjemności i luzu. Litania pomysłów: „co zrobię, gdy dorosnę”, jest niewyczerpana.
            Gdy dziecko faktycznie dorasta – zdaje mu się nagle, że czas biegnie z górki. Szybko i nieubłaganie. Za szybko. Okazuje się, że droga do wymarzonych niegdyś celów nie jest wcale usłana różami, a wręcz przeciwnie, jest kręta, wyboista, wymagająca wielu wyrzeczeń i przede wszystkim długa. Zanim się ktokolwiek spostrzeże, już pojawiają się na twarzy pierwsze zmarszczki, a poczucie, że mogło się więcej i lepiej, bywa nie do zniesienia.
            Jednak jeśli nie jesteśmy Krzysztofem Ibiszem, który niewątpliwie odkrył źródło wiecznej młodości, musimy pogodzić się z naturalnym biegiem lat i naszą biologią. Tylko jak tego dokonać, gdy społeczeństwo i media wymuszają na nas bycie ciągle pięknym i młodym? 

                                                                                                                                                źródło:internet

            Środowisko akademickie (przynajmniej w Polsce, np. w Niemczech wygląda to już inaczej) stawia na młodość i witalność. Ludzie starsi spychani są do „gett” Uniwersytetów Trzeciego Wieku. Można by się zastanawiać, czy im to służy. Być może wśród swoich rówieśników czują się lepiej, nie krępują się, są bardziej otwarci, mają swoje tempo nauki… Młodych pęd do wiedzy i wyścig szczurów: byle być lepszym, byle się wybić, byle dostać od razu po studiach świetną pracę, mógłby przecież ich zniechęcić i przerazić. Ale przecież niekoniecznie. Jedna generacja mogłaby się od drugiej w takim codziennym kontakcie wiele nauczyć.
            Szkoły artystyczne (aktorskie) ograniczają wiek, do którego można zdawać egzaminy (np. w Akademii Teatralnej w Warszawie do 22 roku życia). Jakby po n-tych urodzinach nie można już było się czegoś w tym zakresie nauczyć. Dziwne to i niepokojące. Co prawda da się to ominąć, jednakże  przypadków, w których do takiej szkoły dostaje się osoba po 25 roku życia jest niewiele. Szczególnie jeśli jest to kobieta.
            Na młodość stawiają media. W świetle fleszy trzeba wyglądać nienagannie. Dlatego też prezenterzy i prezenterki, aktorzy i aktorki, i inni ludzie związani z branżą, młodnieją i pięknieją w oczach... Tu dziennikarka TVN - Jolanta Pieńkowska. Kwitnąca.

                                                                                                                                               źródło: internet
Można domniemywać czy jest to zasługa jedynie zdrowego trybu życia, czy jeszcze czegoś innego...            

Młodości szukają pracodawcy. Często ograniczają wiek osoby, która może się ubiegać o dane stanowisko. Obawiam się, że niedługo dojdzie do absurdu typu:

Szukam pracownika do lat 25
Wymagania:
Wyższe wykształcenie
10 letnie doświadczenie na podobnym stanowisku
Znajomość przynajmniej 3 języków obcych w stopniu bardzo dobrym
Samodzielność w realizacji celów
Rzetelność, pracowitość, zaangażowanie
Wysoka kreatywność
Biegła znajomość obsługi MC Office
Umiejętność pracy w zespole
Energia…

Oczywiście, trochę koloryzuję. Ale jak tu nie (z)wariować?!

piątek, 7 stycznia 2011

Clarissa Pinkola Estés, Biegnąca z wilkami. Archetyp Dzikiej Kobiety w mitach i legendach

Tytuł: Biegnąca z wilkami. Archetyp Dzikiej Kobiety w mitach i legendach
Autor: Clarissa Pinkola Estés
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2001
Kategoria: popularnonaukowe
ISBN: 8371505205
Ilość stron: 550
         
         
         Nie wiem, czy książka bardziej „wymęczyła” mnie, czy ja książkę, ale warto było. Długo z nią walczyłam, powracając myślami do niektórych fragmentów. Jednak to nic w porównaniu do pracy, jaką włożyła w dzieło pisarka, pracując nad nim ponad dwadzieścia lat. 

         Próbowałam zrozumieć, nieraz wdawałam się w myślach w polemikę, jednak na słowa autorki reagowałam zawsze żywo: raz ze zdenerwowaniem, za chwilę z zachwytem. Chwilami tezy Estés wydawały mi się zbyt naciągane, by za moment uderzyć swą mądrością i prostotą. Jest to wspaniała intelektualna rozrywka. Autorka pochodzenia meksykańsko-hiszpańskiego dzieli się opowieściami z różnych regionów świata, wnikliwie je analizując. Stara się przybliżyć sedno bajek, zrywa z nich słodką osłonę, wnika w ich pierwotną strukturę. Słowa Estés odbiły się we mnie szerokim echem.
           
Autorka celowo nie upraszcza swojego wywodu. Pragnie by czytelnik zadał sobie trochę wysiłku. Jest zbieraczką opowieści, która próbuje poprzez nie uleczyć czytelnika. Wierzy, że każda z legend może przynieść moc oczyszczenia. Estés odkrywa przed nami bogactwo kobiecej natury. Chce wyzwolić kobietę z okowów, które często sama na siebie nakłada: a to toksyczne związki, brak aspiracji, wyniszczająca praca, nadmiar obowiązków, rezygnacja z marzeń młodości. Wszystko to odbija się na jej psychicznym zdrowiu i sprawia, że czuje się nieszczęśliwa, wypompowana. Często podejmuje nieodpowiednie decyzje. Ma wrażenie „zmarnowanego życia”. Zapomina, że może znaleźć wyjście ze swoich problemów. Często kobieta wybiera nieodpowiednich partnerów, zaspokajając się tymi, którzy akurat są w pobliżu. Podporządkowuje się woli mężczyzn, dzieci, zapomina o sobie i swoich pragnieniach. Z uśmiechem na ustach wykonuje swoje liczne obowiązki, tymczasem jej dusza pragnie ulecieć. Jeśli w  pewnym momencie kobieta zacznie się miotać, poszukiwać, to będzie na dobrej drodze do odnalezienia swojej dzikiej cząstki, która nigdy nie rezygnuje i zawsze walczy o swoje. Tylko tak może przetrwać.

Jeśli próbowałaś się wtłoczyć w jakiś szablon i to się nie udało, masz najprawdopodobniej dużo szczęścia. Może i jesteś wyrzutkiem, ale ocaliłaś duszę. Bez porównania gorzej jest tkwić tam, gdzie nie mamy czego szukać, niż tułać się przez jakiś czas w poszukiwaniu psychicznego kontaktu, jakiego nam trzeba. Szukanie swego miejsca nigdy nie jest pomyłką. Nigdy. Po zimie zawsze przychodzi wiosna. Trwaj i wciąż szukaj Rób swoje, a w końcu odnajdziesz drogę.

Estés wierzy, że w każdej kobiecie drzemie jej dzika natura – La Que Sabe – Ta, Która Wie, Kobieta Wilk. Tylko za jej pośrednictwem uda się kobiecie osiągnąć swoje zamierzenia i cele. Każda kobieta ma w sobie potencjał, by ją odkryć, nie każda jednak chce zadać sobie trochę trudu, by tak się stało. Swoje rzeczywiste pragnienia spycha na margines, zaspokaja się udawanym szczęściem, gdy tak naprawdę jej serce krwawi.

Największe bogactwo tej książki polega na tym, że każdy może wyciągnąć z niej nieco inną naukę. Bardzo dużo zależy od tego na jakim etapie życia jesteśmy i jakie rzeczy są w danym momencie dla nas najważniejsze. Dla mnie istotnym okazał się rozdział o przebaczeniu. Niektórych rzeczy, które wydarzyły się w naszym życiu nie da się już zmienić i trzeba postawić na nich symboliczny "krzyż", opłakać je, jakoby pochować i wybaczyć, że się wydarzyły. Nieważne, czy my zawiniliśmy, czy ktoś inny. Często człowiek ma  jednak tendencję do obwiniania siebie za całe zło tego świata. Rozpamiętywanie niepowodzeń nigdy nie popchnie nas do przodu. Należy zaufać intuicji i dać czasem dojść do głosu Dzikiej Kobiecie. Może się to okazać naszą receptą na sukces.