Szkło kontaktowe, które sześć lat temu pojawiło się na antenie TVN24 trafiło wtedy w dobry czas. Społeczeństwo polskie potrzebowało najwidoczniej takiego programu. Publicystyka przebrana w mundurek rozrywki – niby zabawnie, choć nadal dość sztywno. Jednak jest coś w tym programie, co pociąga i przyciąga tłumy widzów niemal codziennie o 22. Niewątpliwie wpływ na to zjawisko mają charyzmatyczne osobowości dziennikarzy-prowadzących. Chociaż flegmatyzm Grzegorza Miecugowa i kamienny spokój Tomasza Sianeckiego na pierwszy rzut oka z charyzmą kojarzyć się nie powinny… Wydania weekendowe prowadzą Wojciech Zimiński i Grzegorz Markowski. Jednak moim zdaniem największym atutem, pieszczotliwie nazywanego przez fanów, Szkiełka, jest wychwytywanie absurdów dnia codziennego, szczególnie z „wielkiego” świata polityki.
Formuła programu jest prosta, mimo że samo Szkło proste dla prowadzących być nie musi, skoro jest to program na żywo, w którym wszystko może się wydarzyć. Trwa godzinę (łącznie z reklamami) i podzielony jest na trzy oddzielone od siebie, choć podobne części. Prowadzący rozmawia z zaproszonym gościem w studiu. Panowie w czarnych fotelach, nóżka na nóżkę, spokój, luz i opanowanie. Nieco pstrokata scenografia nie zaburza jednak uwagi. Dwóch rozmówców komentuje wydarzenia dnia. Powolna, czasem nieco ospała pogawędka przerywana obrazkami. Genialne w swej prostocie. Być może ta ich rozmowa czasem tak się „ślimaczy”, aby każdy widz „zakontaktował” o co chodzi? Zdaje się idealne dla widza w starszym wieku, dla którego szybkość mediów może być tematem obcym.
Z pewnością jednak to cały sztab ludzi pracuje, by wyłowić wszystkie „smaczki”, które się w ciągu dwudziestu czterech godzin wydarzyły. I jest to widzom w postaci króciutkich filmików prezentowane. Następuje po nim stosowny komentarz prowadzącego lub gościa. Przez cały czas trwania magazynu, można zapoznać się też ze zdaniem innych osób, które Szkiełko oglądają. SMS-y wyświetlane są na czerwonym pasku u dołu ekranu, a od czasu do czasu pojawia się jakiś telefon. Może być zabawnie lub denerwująco. Bywa śmieszno-groźnie, gdy oskarża się TVN i siedzących w wygodnych fotelach dziennikarzy o całe zło świata. Ktoś obrazi Platformę, ktoś wyśmieje PiS, a jeszcze inny udawać będzie bezstronnego i obiektywnego. I jak tu nie dostrzec tego uroku?
Osobiście nie przepadam jednak za prowadzącym Tomaszem Sianeckim, który sprawia wrażenie osoby zbyt pewnej siebie i zarozumiałej. Nie ujmuję mu przez to wiedzy czy inteligencji. Mogę się mylić, ale jego mimika zdradza czasem znudzenie, zażenowanie lub podirytowanie telefonami od widzów. Nieprzyjemnie się na to patrzy. Pamiętam pewien odcinek, gdy Szkło Kontaktowe otrzymało Telekamerę od widzów. Grzegorz Miecugow, który był wówczas prowadzącym, wszelkie telefoniczne gratulacje zbywał pół-uśmiechem, siedząc napuszony jak paw, z wyrazem twarzy „Przecież nam się należało!”. Trzeba jednak całkiem wyraźnie powiedzieć, że udało im się zrobić kawał dobrej roboty i mają być z czego zadowoleni i dumni. Zapraszani do programu goście potrafią zaskakiwać pomysłowością i poczuciem humoru. Celne komentarze prezentuje na przykład Artur Andrus – artysta kabaretowy, dziennikarz i konferansjer, nie omieszkując włączyć w nie krztyny poezji i „pieprzu”.
Szkło pozwala na integrację mediów z widzem. Niektórzy potraktowali je jako sposób na odreagowanie własnych frustracji, no i przede wszystkim: znaleźli się na antenie! Czasem warto obejrzeć dany odcinek dla pewnych telefonów lub SMS-ów. Widz Szkiełka to często bystry obserwator. A do tego odważny. Nie boi się wyrazić swojego zdania, choćby nawet nie miał racji. (Chociaż zwykle jest pewna nobilitacja dla wypowiedzi pojawiających się w mediach…). Ciekawe głosy widzów zebrali główni prowadzący programu w swojej książce Kontaktowi, czyli szklarze bez kitu. Z pokorą przyznają, że nieraz te krótkie zdania przewyższają własną ich pomysłowość. I tak oto wyróżnili: „Są rzeczy, o których się nie śniło filozofom, a większość z nich jest w Polsce”, „Gdy słucham polityków, czuję się jak Zidane, ale przecież nie przywalę we własne TV!” Przyznaję, że to celna i ostra satyra na naszą (chyba jednak nie tak szarą) rzeczywistość. Lubię od czasu do czasu Szkiełko pooglądać, choć przyznaję, że kiedyś magazyn ten podobał mi się bardziej. Być może powoli wyczerpuje się jego formuła. Słupki oglądalności nieco spadły, choć nadal jest to najchętniej oglądany program TVN24.
Nierzadko program traci bowiem swoją płynność i swój rytm, mówiąc kolokwialnie, „wieje w nim nudą”. Ratunkiem okazują się wtedy często jakieś głosy widzów, które sprytni dziennikarze z ochotą, ale też rozwagą, podchwytują. Celna, błyskotliwa riposta i program „kręci się” dalej. Oczywiście, im „weselszy” program, tym kondycja polskiej polityki musi być słabsza. Aby było, co komentować, muszą bowiem w ciągu dnia wydarzyć się zabawne, a czasem jedynie żenujące „wpadki”. Podejrzewam, że pojawienie się polityków w Szkiełku, to też ich sposób, by nie przestało się o nich (jakkolwiek) mówić. Więc może dobrze, że coraz częściej dostrzegam w Szkle tendencję, jaką jeden z prowadzących mógłby podsumować słowami ze skeczu Macieja Stuhra: „Siedzimy, gadamy, nic się nie dzieje… nuda… przerwa jaka, czy co… gadamy… cały czas gadamy… o niczym… ale bardzo przyjemnie jest…”